Najpierw dwie godziny w ulewnym deszczu, potem porywisty wiatr, który na postoju poderwał nam skrzydło od nadstawki, na szczęście nie uległo uszkodzeniu. A gdy około 7:30 rano przekroczyliśmy granicę w Lubawce zaczął prószyć śnieg. Potem natknęliśmy się na jeszcze jedną ulewę, która przekształciła się najpierw w deszcz ze śniegiem a potem w śnieg.
Od Pardubic do Tri Studne jechaliśmy już bardzo powoli w ciężkich warunkach: zadyma śnieżna i białe drogi. Okazało się, że dojazd do Tri Studne to jedno ale odnaleźć Hornik to drugie :) Pytamy o drogę i każdy macha: dalej, dalej, i jedziemy w coraz bardziej odludne tereny. W końcu w ostatniej chwili zauważamy zjazd na Hornik, ale jest za późno by skręcić. Cofamy się więc odrobinę, ale nie możemy już podjechać (niestety jest pod górkę). Zapada szybka decyzja o założeniu łańcuchów na koła. Jakoś nie wierzę w te łańcuchy, ale podjeżdżamy z miejsca za pierwszym razem. Jeszcze chwilę przez las i jesteśmy. Jak na zawołanie wygląda słońce i po raz pierwszy tej zimy widzimy jej prawdziwe oblicze :)
Organizator ratraczkiem robi nam miejsce na rozbicie stake-outu. Nareszcie psiaki mogą na dłużej rozprostować kości i dostać porządnie jeść. A my ostatkiem sił targamy rzeczy do hotelu i wreszcie jest czas na zasłużona chwilę oddechu. Tymczasem za oknem zaczyna padać śnieg...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz