wtorek, 19 listopada 2013

Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w Mikołowie i zdjęcie, które mówi więcej niż 100 słów

Nie jesteśmy specjalnie przesądni. Odbierając w biurze zawodów w piątek (nie trzynastego) numer startowy 13 pożartowaliśmy pod nosem i tyle. Tymczasem nazajutrz zdarzyło się to :)

fot. Kamil Krzyżak
Ale po kolei... Do Mikołowa mieliśmy ochotę wybrać się nie raz, ta edycja była czwartą organizowaną na śląsku przez bliski naszym sercom klub Huskyfan. Tym razem ostatecznie zmotywowała nas do tego ranga zawodów a więc Otwarte Międzynarodowe Mistrzostwa Polski, Puchar Polski i Świata, Visegrad Cup.
Okazuje się, że nie tylko nas ponieważ w Mistrzostwach wystartowało niemal 100 ekip w tym goście z Czech, Słowacji, Rosji i Węgier. Jeśli doliczyć do tego Ligę Zaprzęgową i zawodników startujących w Memoriale im. Artura Hajzera (alpinisty, himalaisty, który w tym roku zginął tragicznie w Karakorum, a był wieloletnim mieszkańcem Mikołowa) doliczylibyśmy się pewnie blisko 200 startów. W klasie C1 zgłoszono 14 zawodników, a ostatecznie sklasyfikowano 12 i była to jedna z najliczniej obstawionych klas.

Psy na ostatnich treningach spisywały się bardzo dobrze. W większości były to ciężkie treningi siłowe, dla urozmaicenia przeplatane lekkimi treningami szybkościowymi. Wichita w pierwszej parze spisywała się świetnie, więc postanowiliśmy również na zawodach wystartować w układzie Maya i Wichitka z przodu oraz Ruby i Izzie z tyłu. 

Oczywiście po ostatnich przejściach w Postołowie Adrian sprawdził czy koła są dokręcone :) Optymalnie udało nam się podejść na start (choć było dość daleko i slalomem) i psy wystartowały z mocą. Wiedziałam mniej więcej jakiego czasu się spodziewać na dystansie 4,8 km i gdy minęła 11 minuta zaczęłam się nieco niepokoić. Ale za chwilę nasz team ukazał się na horyzoncie i w zasadzie do ostatnich metrów przed metą nie zdawałam sobie sprawy, że coś jest nie tak, i że brakuje jednego koła w naszym wysłużonym pojeździe, które poluzowało się po drugim kilometrze i które Adrian postanowił wyrzucić na bok i ...jechać dalej. 
Dało się :) Choć wymagało niemałej gimnastyki (szczególnie na zakrętach), nie obyło się bez "gleby", podartych spodni i skończyło na potężnych zakwasach. 
W wyniku powyższych komplikacji czwarte miejsce, ze średnią prędkością 25,5 km/h, zaraz za Mikołajem Włodarczykiem, Mateuszem Surówką (którzy co warto dodać wystartowali na cięższych czterokołowcach) i Waldkiem Stawowczykiem z niesamowicie szybkimi grenlandami, zgodnie uznaliśmy za zadowalające, zamierzając powalczyć o pudło w dniu następnym. Przez chwilę rozważaliśmy pożyczenie wózka, ale ostatecznie Adrian zadecydował o reaktywacji naszego, dzięki otrzymanym od niezastąpionego Rowerlandu nakrętkom.
Wieczór maszera spędziliśmy na miłych pogaduchach w ogrzewanym namiocie.

A nazajutrz...powitała nas gęsta mgła wisząca w powietrzu :) Wilgoć, za którą nasze psy generalnie nie przepadają. Start z samego rana jeszcze przed 10, co lubię bo człowiek nie musi pół dnia chodzić w nerwowym napięciu :) Koła zostały dwa czy pięć razy przykręcone, a za żartobliwą sugestią znajomych grenlandziarzy Adrian wziął ze sobą klucz (lol). Znowu sprawnie wystartowaliśmy, a ja ruszyłam na metę powtarzając pod nosem jak mantrę: "proszę, niech dzisiaj nic się nie stanie". Było dobrze. Adrian wpadł na metę zaraz za Waldkiem, poprawił czas o niemal 40 sekund tym samym zajął trzecie miejsce, wywalczył brązowy medal i tytuł II wicemistrza Polski w klasie C1.

Potem już na spokojnie obserwowaliśmy kolejne starty, w tym najbardziej widowiskowe zaprzęgi startujące w klasie open (powyżej 8 psów) w Memoriale im. Artura Hajzera, uskutecznialiśmy maszerskie pogaduchy i szykowaliśmy się powoli do wyjazdu. O 16 rozpoczęła się uroczysta dekoracja i gościnny Mikołów opuściliśmy już po zmroku. Wbiliśmy się na autostradę do Wrocławia, tym razem odpuszczając sobie wycieczki krajoznawcze bocznymi drogami i podążyliśmy na północ w gęstniejącej mgle. O 01:30 byliśmy w domu. A rano do roboty. Wariactwo  - ale mamy na swoim koncie już większe :)

Dziękujemy Huskyfan za kolejne wspaniałe zawody, Namat Designe dziękujemy za niespodziewaną nagrodę/pamiątkę - dołączy do wywalczonego w Zawoji żyrandola :)
Rowerlandowi dziękujemy za uratowanie życia naszemu wózkowi a Kamilowi Krzyżakowi za uchwycenie niecodziennej sytuacji na świetnym zdjęciu.
Wszystkim przyjaciołom maszerom dziękujemy za świetne towarzystwo, a zwycięzcom - gratulujemy.

Do zobaczenia na śniegu - Winter is coming!

4 komentarze:

  1. Super zdjecia, mistrzoskie bym powiedzialam - dokladnie transportuja atmosfere wyscigów!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje dla całej Waszej ekipy od Leszka,Jagody i Torresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, może kiedyś spróbujesz z Torresem w canicrosie lub bikejoringu? :) Pozdrawiamy!

      Usuń
    2. Muszę dać mu więcej ruchu, to fakt.Na razie zapoznajemy się bliżej ze sobą i szukamy czegoś dla nas (jeszcze nie wiemy czego) w internecie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...